czyż nie wieje stąd na was bojaźń rozpaczna nie Martwicy-Kraka, lecz Wyspiańskiego-twórcy, i każdego twórcy, w jakiejbądź tworzy dziedzinie, że daremne, daremne były wysiłki i
»ten trud co mnie zabijał«,
że
»w marność idą ziarna moje,
kto wie, kto je siał?«
Gdy zaś Martwica kończy zwrotem nagłym:
»A kiedyż się wypłaczą łzy,
i spłyną lód i kry —?
A kiedyż przejdzie straszna noc,
i wróci krew i moc?« —
— zagadnienie rozszerza krąg swój zachłanny i brzmi skargą bolesną i trwożną obawą Kraka, Wyspiańskiego i waszą, waszą nadewszystko — o szczęście wasze i losy narodu.
I dla tej samej przyczyny wszechwzględnej reprezentatywności duszy Poety, a w niej każdego zagadnienia, urastającego w nieskończoność, — dla tej samej przyczyny, gdy w Weselu Chochoł słomiany intonuje swą straszną, na patykach miast strun skrzypiącą, zgrzytającą po sercu waszem pieśń:
»Miałeś chamie złoty róg,
miałeś chamie czapkę z piór:
czapkę wicher niesie,
róg huka po lesie,
ostał ci się ino sznur,
ostał ci się ino sznur...«