Nie wiem zaprawdę, co tu należy bardziej podziwiać: czy głębię i jasność uświadamiania się twórczości w sobie, dochodzącego do najdalszych granic samowiedzy, czy też niesłychaną bystrość i siłę intuicji artystycznej, wiedzionej jeno wrażliwością, jeno nastrojem?...
Sądzę, że jedno i drugie, wzajem splecione. Bo gdyby Wyspiański nie był do dna świadom istoty twórczości, nie byłby w stanie napisać tak głębokiej, a zarazem tak niezwykle prostej księgi, jak Rozmyślania nad Hamletem i twórczością Shakespeare’a.
Ta jednak wszechwzględność, ta powszechność, ta, jak się wyraziłem, ośrodkowa reprezentatywność to nie jedyny atrybut twórczości, żywiącej tchnieniem wiekuistem.
Są inne.
Oto akcja bohaterska rozwija się wśród przeczuć przyszłych losów, pod świadomością nieuniknionych przeznaczeń, wiodących ku końcowi, pod śmiertelnem tchnieniem nieubłaganej Mojry.
A ten poblask przyszłości fatalnej jawi się wielorako. Raz, jak w Warszawiance, Nocy Listopadowej, Lelewelu itp. cięży nad czytelnikiem — widzem, jako wiedza historyczna, i krwawą smugą cieniu kładzie się na jego duszę, wpatrzoną w zapasy, usiłowania, nadzieje i wzloty bohaterów.
To jednak złożyćby można na karb historyczności tematu.
Ale u Wyspiańskiego to nie od tematu zależy, jeno z istoty samej twórczości wypływa.
Wsłuchajcie się, wsłuchajcie w krucze wieszczenia