Marji w Warszawiance, w obłąkane wizje jej duszy zranionej, gdy wkoło brzmi pieśń radości i nadziei:
»Leć, nasz orle, w górnym pędzie...«
Wpatrzcie się w zaświatowy wzrok Lelewela i Chłopickiego, w pewnych momentach skupienia ich ducha. Wsłuchajcie się w dziwne niekiedy brzmienie ich słów. Wniknijcie w drgające w nich przeczucia...
Oto dziwne, niezrozumiałe wieszczenia Krasawicy-rusalnej w Bolesławie Śmiałym i owa wyzywająca, mrożąca serca, moc jej wzroku, przed którym Biskup jeden nie uchyla oczu, gdy ona woła:
»Rzeź wam wróżę! A śmierci wam życzę,
któren pierwszy mnie pojrzy w oblicze!...«
a widz lękiem zdjęty wie, kogo Śmierć już czeka.
Oto zlatujące z przestworów boginie (Pallas z wieloma Nike), szeleszczące skrzydłami nad duszą Piotra Wysockiego, wiodącego belwederczyków, pchające go na czyny, a czynów tych kres krwawy naszeptujące mu zcicha... Oto cały prolog Nocy Listopadowej w gromami przeczuć nabrzmiałej zawierusze ich napowietrznych przegwarek... Jakimż duszę waszą zwidem-koszmarem owija od początku i serce wasze oczepia najeżoną kolcami siecią przeczuć, zanim jeszcze uderzać zacznie współczulnie z sercami bohaterów.
Oto »szeroko rozwarte jasne oczy« Joasa, bladego o przeświecającej cerze wyrostka żydowskiego, skrzypka... dziwne, wielkie oczy dziecka, nie znającego wcale życia, grzechów i zbrodni, a przecie w jasnowidztwie prze-