Nadludzkim, — bo gdy
»grom nie pada«,
i złe »trwa wiecznie«, i Zbawiciel — Syn Boga daremnie kona na krzyżu ze strasznym jękiem zwątpienia:
»Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił?«
a Lucyfer głosem okropnym woła
»niema Boga!« —
wówczas z nadludzkiem — wszelką miarę przerastającem — upokorzeniem, w »nieukojonej żałobie« serca klęka przed złem, przed wyolbrzymiałym nad życie i śmierć Szatanem i czołga się ku niemu na klęczkach,
»i modli i płacze, i wzdycha i modli«,
by moc swą zabójczą powściągnąć raczył:
»Zlituj się, zlituj nad ziemią,
gdzie ból i rozpacz drzemią,
gdzie ból i rozpacz dzwonem się rozlega
i w strasznej pieśni brzmi!«
W tej jego pieśni: w hymnach nadludzkich.
Są straszne chwile, kiedy na duszę, zmęczoną bezowocną długą walką z otaczającą nędzą i niedolą człowieczą, z nieprawością, wyzyskiem i zdradą, z przemocą i niewolą, nad ludem ciążącą i narodem, — przyjdzie zwątpienie, i bezwład, i niemoc...