Strona:Romuald Minkiewicz - U wiecznych wrót tęsknicy.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

»na które patrzeć się muszę
na Weroniki chuście
tyle, ach! tyle lat!«,

tych smutnych źrenic,

»gubiących się w głębi
mojej i waszej niedoli...«

Serce to — Judasz, w lęku śmiertelnym

»od niepamiętnych już czasów
nie mające chwili —
może nie miało jej nigdy« —

jednej maleńkiej chwili zacisznej, gdzieby już dusza raz

»zapomniała o swej strasznej nędzy...«

Serce to —

»Iskarjota,
źródło upodleń i cierpień«,

bojące się szelestu każdego, jak wyrzutu sumienia, i każdego czystego stworzenia, każdego przyjaznego podania ręki, niby policzka wzgardliwego:

»A tam z tej głębi mgieł —
Cóż to się snuje?
Cóż to tak idzie na mnie?
Boże dziecięta idą szlakiem śniegów!
Bielutkie mają giezłeczka,
w ręku lilije,
a naokoło ich skroni