Strona:Rozbitki (Józef Bliziński) 010.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

na Maurycego, który na boku zwija papieros) voyez vous, quel nez... jak mu się nos wyciągnął.. nie strawi tego mojego trjumfu... ale bo też to był strzał kapitalny. (n. s.) Zkąd mi się wziął, ani wiem.. (głośno) No cóż, nic nie mówisz?
Władysław. Zdziwienie odebrało mi mowę.
Dzieńdzierzyński. Aha! Zdziwienie... widzisz! nie spodziewałeś się?
Władysław. Ale bo papka tak sobie z pod pachy strzelił.
Dzieńdzierzyński (dotknięty). Comment? jakto z pod pachy? co gadasz! czy myślisz, że nie wiem jak trzymać strzelbę? ja myśliwy!... z pod pachy!
Władysław. Proszę! papka myśliwy, a nie zna myśliwskiego wyrażenia. Z pod pachy, to jest z niechcenia, nie mierząc, tak sobie, o!... (pokazuje, podrzucając strzelbę lufą ku niemu).
Dzieńdzierzyński (przechodząc na drugą stronę) Savez vous quoi, c'est bon! (śmiejąc się) Złapałeś mnie za słówko... no! patrzcież! przecież znam doskonale... Istotnie, prawie nie mierzyłem, je n'ai pas mesuré, ma parole... tak sobie, paf!... to już z natury, znajcie prawowiernego szlachcica, którego nie macie żadnej racji prześladować o mieszczańskie nawyknienia, jak sobie pozwalacie.
Władysław. Papko, żarty.
Dzieńdzierzyński. Jeżeli burze krajowe jednego z moich przodków wypędziły do miasta, gdzie wziął się do kupiectwa... comme cela... z nudów... pour le passez-temps, to mimo to, nie przestaliśmy być szlachtą łęczycką, piskorzami z dziada pradziada... Dzieńdzierzyńscy de Kurzy-jama... Weź herbarz!
Władysław. Więc istotnie, dla tego papka trafił w centrum?
Dzieńdzierzyński. Comment? a dla czegoż? dobra krew przemówiła i kwita.
Władysław. Fe! któż dziś wierzy w takie przesądy.
Dzieńdzierzyński. Mój panie Władysławie, jakże można odzywać się w ten sposób, comment peut on? to świętokradztwo! (uroczyście) są rzeczy sakramentalne, których lekceważyć nie wolno. Kpijcie sobie ile wam się podoba z majątku, bo tego lada dureń może się dorobić; ale to co mamy po antenatach, imię, stanowisko, noblesse oblige, którego za pieniądze nie kupi, powinniśmy czcić jak świętość... Panie Maurycy, nie prawdaż? poprzej mnie.
Maurycy. Ale czy pan go nie zna?... kontent, gdy może dowcipkować.
Dzieńdzierzyński. Masz rację... z nim nie ma szansy.
Władysław. Ale bo papka jest plus pape que le pape.
Dzieńdzierzyński. Savez vous quoi, c'est bon!... papka plus pape que le pape... ha, ha, ha... to jest niby innemi słowy, że... (n. s.) co to właściwie może być? (tuż za sceną słychać parę zadęć trąbki) a! mój Miszel.. bierze trąbkę i dmie w nią, wydobywając tylko chrapliwe tony; za pierwszem zadęciem Michałek wchodzi i staje tuż przy nim). Cóż u djabła! czy tę trąbkę kto zaczarował. (do Michałka) Gdzieżeś ty się chował? trąbiłem, aż mnie płuca bolą.