Strona:Rozbitki (Józef Bliziński) 029.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Szambelanic. No to tylko sobie bajeczka. (n. s.) Dowcipniś.
Dzieńdzierzyński (po chwili wahania się) Czy szambelan... masz jakie kłopoty?
Szambelanic (żywo) Mój sąsiedzie, któż jest bez nich... Czarnoskała to jest majątek od lat kilkuset pozostający w naszym rodzie... (do Łechcińskiej, która wchodzi głębią) Czego mi się tu kręcić?...
Łechcińska. Myślałam, że tu jest panna Gabrjela.
Szambelanic (półgłosem) Podsłuchiwać... ploteczki znosić...
Łechcińska (z niewinną miną) Ja! (do siebie, idąc ku drzwiom z lewej strony) Musi być coś, kiedy się boi podsłuchania.
Szambelanic (do Dzieńdzierzyńskiego) Może sąsiad pozwolisz do mnie na cygarko... (bierze go pod rękę).
Dzieńdzierzyński. Bon! (wychodzą na prawo).

SCENA V.
Gabrjela, Łechcińska.

Łechcińska (tryumfująco do Gabrjeli, która wchodzi z lewej strony) Jedzie!
Gabrjela. Wielka nowina! czy to miały znaczyć owe znaki telegraficzne przez okno? dowiedziałam się już przedtem... ale nie jestem kontenta, tak się to jakoś zrobiło nie wiedzieć po jakiemu.
Łechcińska Co znowu! wszystko poszło jak po maśle.
Gabrjela. Ale gdzie tam! i ojcu tak się to nie podobało.
Łechcińska. O! starszy pan...
Gabrjela. Gdyby był przynajmniej przyjechał razem ze wszystkimi, a nie tak, sam, z polowania prosto na obiad.
Łechcińska. Jakto sam? a hrabiego to się już nie rachuje?
Gabrjela. Zawsze to jakoś śmiesznie.
Łechcińska. Moja pannuńciu, to już tak jest, że starający się nie uważają na formuły... nieraz jeszcze większe głupstwa robią z miłości, a to uchodzi.
Gabrjela (wzruszając ramionami) Z miłości! to też tem da się wytłumaczyć; ale tu, pan starający się, jak go Łechcińsi podobało się nazwać, nie widział mnie w swojem życiu.
Łechcińska. Otóż właśnie pokazuje się że widział.
Gabrjela A to gdzie?
Łechcińska. W kościele podobno... (n. s ) Co mi to szkodzi powiedzieć... (głośno) nie dla czego innego tak pilno się o pannuńcię wypytywał.
Gabrjela (ironicznie) Jak wyglądam?
Łechcińska. O, o... pannuńcia chce mnie łapać za słówka, jak matkę kocham.
Gabrjela. Więc o cóż się pytał?
Łechcińska. O wszystko, jak to kiedy kto sobie czem głowę nabije... jakie pannuńcia ma gusta, jakich mężczyzn woli, bronetów czy blondynów... a taki był zatopiony w myślach...
Gabrjela (śmiejąc się) Łechcińsia się uwzięła żeby mi go ośmieszyć, a to jedno mogłoby mnie zrazić... po co tu wysilać imaginację!
Łechcińska. Ale bo..
Gabrjela. Czyż to wszystko potrzebne?... to, co wiadomo o tym