mur Bernardyński. Pod osłoną nocy podprowadzili Jan czarów do szturmu, podczas gdy inżynierowie ich kończyli rozpoczętą od dwóch dni minę, i zataczali beczki z prochem dla wysadzenia muru w powietrze. Straż miejska spostrzegła wszakże niebezpieczeństwo i dała znać Łąckiemu, który zaalarmował załogę i mieszczan.
Nim ocuceni ze snu przybiegli na wały, jakiś rzemieślnik odbywający straż na wieży bernardyńskiej, prawdopodobnie szewc, zapalił maźnicę i rzucił ją między podsuwających się ku fosie janczarów. Niespodziany ten fajerwerk przeraził nieprzyjaciół gotujących się do szturmu, i sprawił między nimi wielki popłoch, ale pod ziemią roboty minerów szły dalej i słyszeć można było już nawet stukanie narzędzi i nawoływania żołnierzy tureckich. Zbudzono kanoników, ks. Gawata i ks. Żelechowskiego, i polecono im odbywanie suplikacyj, albowiem miasto jest w wielkiem niebezpieczeństwie, i kto wie, czy ostatnia jego godzina nie nadeszła. Bernardyni tymczasem otworzyli swój kurytarz podziemny, i tamtędy Fryderyk Megelin na czele 60 ludzi dotarł do przekopów tureckich. Wszczęła się zawzięta utarczka pod ziemią, kto stał na murze, słyszeć mógł pod poziomem dzisiejszej ulicy Czarneckiego głuchy huk wystrzałów, pękanie ręcznych granatów, szczęk białej broni i jęki rannych. Jednocześnie, gdy już było po północy i dzień jego święta nastał, wierny stróż miasta, Archanioł, rozpoczął ogień artylerji niebieskiej. Zerwała się burza, jakiej nie pamiętano — pioruny biły w namioty tureckie, i zabić tam miały kilku ludzi — Łącki, nie leniwy, poparł tę kanonadę niebieską i podziemną palbę z ręcznej broni, kulami z armat miejskich, i jakoś nad ranem, dzięki temu ogólnemu współdziałaniu tak rozmaitych broni, Turcy pierzchli w nieładzie.
Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/137
Ta strona została przepisana.