Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/150

Ta strona została przepisana.

zbliżonem do ogólno europejskich pojęć kulinarnych, ale zresztą nic się nie zmieniło w stosunkach, a w odleglejszych zakątkach utrzymało się jeszcze nie mało dawnych zwyczajów, za pomocą których kawaler i panna dawali sobie do poznania, czy będzie z nich para. Ponieważ atoli opowiadanie niniejsze nie jest traktatem o przedmatrymonialnych ceremoniach kleru unickiego, więc odkładam na inny czas ogólniejsze uwagi o tym przedmiocie, a przystępuję do rzeczy. Muszę zapowiedzieć z góry, że to co mam do opowiedzenia, mogłoby było równie łatwo wydarzyć się na Mazurach, jak i na Rusi i że bohaterem mógłby być leśniczy, urzędnik, dzierżawca i t. p. tak dobrze, jak ksiądz unicki. Jedyną wschodnio-galicyjską właściwością jest tu tylko mieszanina językowa, którą zmuszony będę wprowadzić w dyalogach, i za którą z góry przepraszam niegalicyjskiego czytelnika. Zdaniem mojem wszakże wszystko co pojawia się w rzeczywistości, godnem jest zanotowania w druku, z czasem bowiem ludzie zaczną zapewnie lepiej pisać historyą niż to czynią dzisiaj, a wówczas pożądanemi im będą takie notatki, rzucające światło na stosunki, obyczaje, wyobrażenia i narzecza epok, które szybko przemijają i zmieniają się, jedna po drugiej. Toż w oczach naszych, co dziesięć lat tyle się zmienia, że ludzie czterdziestoletni mogą trzydziestoletnim opowiadać o rzeczach, których ci i śladu nie widzieli, a których tam ci byli naocznymi świadkami! Na tej zasadzie, oddaję głos mojemu przyjacielowi, p. Aitalowi Budzickiemu.



— Ten ks. Borodajkiewicz — powiadał mi p. Budzicki w ciągu naszej rozmowy, dał mi się we znaki dwa razy w życiu. Poznałem go podczas wakacyi, które przepędzałem na wsi, w towarzystwie kilku kolegów.