Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/151

Ta strona została przepisana.

Pewnego wieczora pojawił się niespodzianie na kolacyą i na nocleg. Miał siedm stóp wzrostu, odpowiednią szerokość w barkach, a w kieszeni fajkę niemniej zastosowaną do wzrostu. Po kolacyi zakwaterowano go w naszym kawalerskim pokoju, gdzie właśnie nie bez smętnych rozmyślań przypatrywaliśmy się ostatniej paczce Szwarzdraikenig’u[1], już nadpoczętej; bo to i do miasta daleko, i słota na dworze, i finanse studenckie nie znoszą częstego odnawiania zapasów, i nakoniec jak tu wytrzymać na wsi bez tytoniu?
— Macie tytoń chłopcy? zagadnął dobrodziej, nie czekając odpowiedzi, sięgnął po paczkę, wydobył swoją półgarncówkę z zanadrza, i począł ją ładować bez miłosierdzia. Boleść odjęła nam mowę...

Ksiądz oddarł kawałek papieru od paczki, zapalił lulkę, pa-paknął mocno kilka razy, i rozsiadłszy się wygodnie na łóżku, a nie odejmując przytem ręki od naszego szwarcdrajkenigu, począł nas bawić rozmową. Uszanowanie dla dostojeństwa kapłańskiego i starszego wieku nie pozwalało nam rzucić się do stołu i odebrać naszą własność, ale na widok, jak ona szła z dymem,, smętnieliśmy coraz bardziej i nie zwracaliśmy oczywiście na słowa księdza proboszcza takiej uwagi, na jaką one zasługiwały. O ile przypomnieć sobie mogę ze względu na ówczesny stan mojego umysłu, z opowiadania ks. Borodajkiewicza wynikało, że jest wdowcem, że ma nie złą parafię, i nie wymagającą snać wielkiej mozoły, albowiem proboszcz bywa często bardzo u Kapucynów w Przedborzu i pomaga im spełniać rozmaite funkcye kościelne. I tak, między innemi, miał kazanie w ich

  1. Schwarc-Drei-König, tytoń sprzedawany przez administracyą austryacką w paczkach mających około 1½ łuta wagi. P. A.