Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/157

Ta strona została przepisana.

sobie postępować z parafianami, ażeby parafia mimo szczupłej kougruy niosła dochód przyzwoity, że właśnie ks. Borodajkiewicz u siebie w Lipniczanach zastosował ten system z dobrym skutkiem, i że nakoniec robi to wszystko nie dla siebie, ale dla swego ewentualnego zięcia, któremu ma zamiar odstąpić parafią, sam zaś osiędzie na dewocyi w Podborzu. Dowiedzieliśmy się nakoniec, że ku takiemu przeniesieniu prebendy na zięcia, bardzo mu pomocny będzie dobra znajomość, w jakiej zostaje z najprzewielebniejszym ks. pasterzem dyecezyi, jakoteż z dziekanem kapituły, i z kolatorem, od którego zależy prezenta.
Już sam fakt częstowania winem obudził był we mnie podejrzenie, że zanosi się na coś niedobrego. Niepokój mój wzrastał w miarę, jak ks. Borodajkiewicz rozwinął swoją swadę. W tem mówca powstał, zbliżył się do mnie, i wykiwał mnie palcem z pokoju na kurytarz.
— No, moja córka; a co? — zagadnął mię znienacka. Namyślałem się, czy powiedzieć kompliment, i jaki, ale ksiądz, nie czekając odpowiedzi, prawił dalej:
— Ten Zurawiński, wiesz? jego brat starał się o moją córkę. Otóż powiadam: kiedy jeden zaczął, i to starszy, to niech młodszy skończy. Ja, widzisz, sam dla siebie nic nie potrzebuję; dam mu bryczkę i konie, a znam się dobrze z biskupem, z dziekanami i z kolatorem, to oni mu dadzą Lipniczany; ja sobie osiądę u tych mnichów w Podborzu, oni mię lubią, bo wiesz, tak wysoko jak ja wezmę: Wicznaja pamiat, to nikt nie potrafi, chyba jeden diak w Kutyskach, ale musi wprzód wypić kwartę wódki. Powiedzże Żurawińskiemu, niech się bierze do rzeczy. Tu w zapusty będzie bal