Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/235

Ta strona została przepisana.

spuszczali się z wału, przeprawiali się przez fosę i plądrujących po drugiej stronie wśród zwalisk tatarów, płoszyli. Byli i tacy, którzy mimo zakazu przy takich sposobnościach, pod ogniem nieprzyjacielskim zdejmowali odzież z zabitych tatarów i w tryumfie wracali na wały. Ale ćma nieprzyjaciół była jak fala wody — każda luka zapełniała się natychmiast naciskiem masy, a sześć dni i sześć nocy nieustannego czuwania na wałach wycieńczyło siły oblężonych. Była to tedy noc pełna zgrozy i śmiertelnej trwogi, noc onej niedzieli, w której nieprzyjaciel ze wszystkich stron oskoczył znękane miasto, drapiąc się na wały.
Odparcie szturmu ocaliło wprawdzie miasto na razie, ale nie polepszyło jego położenia, które zdawało się bez nadziei. Dawał się już czuć brak żywności, z powodu ogromnego napływu ludności z przedmieść i z całej okolicy, obecnie zamkniętej w obrębie murów. Już psy i koty padły ofiarą głodu, zła strawa sprowadziła — jak mówi ks. Józefowicz — zarazę żołądkową (cholerę?) i jak świadczą roczniki konwentu OO. Jezuitów, w skutek tego oblężenia pogrzebano w krótkim bardzo czasie 7 tysięcy osób na jednym tylko cmentarzu katedralnego kościoła (stanowiącym dzisiaj plac kapitulny). Wody tylko na szczęście nie brakło. Wodociągi, w 15tym jeszcze wieku założone, przez zasłużonego miastu wielce konsula Piotra Stechera, prowadzone były tak, że nieprzyjaciel nie mógł ich poprzecinać, a prócz tego były źródła i w samem mieście. W ogólności wszakże, jak powiadam, stan miasta był nader opłakany, gdy nadszedł list