Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/29

Ta strona została przepisana.

— A, przypominam sobie, podobno pan byłeś u majora Rębajły?
— Tak jest, panie dobrodzieju, byłem przy nim do ostatka — odrzekłem przywołany do przytomności wspomnieniem kochanego naszego naczelnika.
Lord Henry zerwał się na to z miejsca, chwycił mię za rękę i zaprowadził w najodleglejszy kącik pokoju. Tu staliśmy chwilę, ja pełen oczekiwania, co mi powie zacny komisarz wojenny, on zaś, z czołem zmarszczonem głębokiemi myślami, z wargą dolną wyrzuconą do góry, z oczyma wlepionemi w sufit, zupełnie jak minister finansów szukający sposobu naprawienia waluty.
Po chwili odwrócił się, spuścił głowę i oczy ku podłodze, pochylił górnią część ciała naprzód, i założywszy ręce w tył, począł się szybkim krokiem przechadzać po pokoju.
Dostrzegłeś już może kochany czytelniku, że mi bardzo łatwo można zaimponować, nie dziw się tedy, gdy ci powiem, że w tej chwili wydało mi się, jakoby nie kilka kijów starego Kotwickiego, ale przynajmniej dziesięć tajemnic stanu ciężyło na pochylnym grzbiecie pana Henryka. Nareszcie zatrzymał się znowu przedemną, przybrał na nowo poprzednią postawę, i zapytał szybkim i jakby urodzonym do rozkazów głosem:
— Gdzie jest Nemira?
Nemira, był to młody człowiek, nasz towarzysz broni, znany z gorliwości około prac przygotowawczych, a później z męstwa. Rząd narodowy przeznaczył go był do pomocy majorowi Rębajle. Wydało mi się z początku rzeczą bardzo naturalną, że jedna znakomita figura pyta o drugą, i nie domyślając się wcale, co się święci, odpowiedziałem: