Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/32

Ta strona została skorygowana.

było nikogo, coby sobie zadał pracę udaremnić jego usiłowania. Jeszcze i w takim razie trzeba było zręcznego przeciwnika, żeby mu wyrównać, bo kłamał tak doskonale i z taką nieustraszonością, że czasem w naocznego świadka wmawiał rzeczy, o których się temu nie śniło.
Dowiedziałem się naprzykład od Józia, że pan Łąkowski był z nami w bitwie pod Zabnikami, że przyprowadził do naszego obozu sto chłopów ze swojej wsi dziedzicznej, że ci dali się wszyscy wysiekać w jego obronie, że potem w miejscu zabitego naczelnika objął dowództwo nad nami, żeśmy go haniebnie odbiegli, a on sam jeden do późnej nocy tłukł się z kozakami, których byłby niechybnie wytępił, gdyby mu były ciemności nie przeszkodziły, ułatwiając odwrót rozbitkom.
Wszystkie te szczegóły umiał opowiedzieć tak naiwnie i skromnie, że słuchacze nie dostrzegli w nich ani krzty przechwalstwa, a gdym je próbował demontować, Józio przyznał mi się otwarcie, że nie wie, komu wierzyć. Apelacja do dzienników nie wiele mi pomogła, bo w tych znachodziły się trzy różne wersje o potyczce pod Zabnikami, z których żadna nie zgadzała się z prawdą. Prawdopodobnie korespondenci gazet, referujący o tym wypadku, należeli wszyscy do rodziny Plantagenetów z .....skiego. Bądź co bądź, musiałem milczeć, żeby nie ujść za łgarza obok achillesowskiej postaci i spartańskiej prostoduszności lorda Henryka. Zresztą nie wiele miałem czasu do zajmowania się cudzemi sprawami, bo wszystkie myśli i starania nasze były i są jeszcze ciągle zwrócone w inną stronę.
Bój nieustający wzywał nas wszystkich do powrotu, na pole czynu, a obok silniejszych i ogólniejszych bodźców nagliła mię do tego pośrednio i bezpośrednio panna