Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/68

Ta strona została uwierzytelniona.

Dwadzieścia lat nie ruszałem się ze Lwowa, i ruszać się nie myślałem, chyba że wspomnę tu o wycieczce do Winnik, w której omal nie wziąłem udziału, tylko że na szczęście moje jeszcze przed rogatką odstąpiłem od tego szalonego przedsięwzięcia i wstąpiłem pod „Dwa Gołąbki“ na Łyczakowskiem, zkąd wróciłem do domu. Jeżeli zaś powiadam „na szczęście moje“, to wiem co mówię. Przyjaciel mój i kolega, sekretarz, przeziębił się i dostał grypy w skutek tej podróży, a komisarz, wróciwszy w nocy do swego mieszkania, zastał drzwi na klucz zamknięte i dowiedział się dopiero od stróża, że pani komisarzowa zabrawszy z sobą garderobę, bieliznę, srebra i nieco banknotów wyjechała po południu fiakrem w towarzystwie pewnego młodego pana „od budowy kolei“ i dotychczas nie wróciła. Jakoż nie wraca ona wcale i do tej chwili, ja zaś, jakkolwiek nie mam żony i z zasady przytem stronię od młodych kolejników, i jakkolwiek dla ochrony od wieczornego chłodu nawet w południe nie wychodzę bez flaneli, od tego czasu jeszcze mocniej niż kiedykolwiek postanowiłem ile możności nie wydalać się z śródmieścia, a jedynie w razie najnaglejszej potrzeby puścić się na przedmieście, i też nie dalej, jak do św. Antoniego albo do św. Anny. Skoro zaś postanowię sobie cokolwiek i dam sobie słowo, to dotrzymuję tego święcie i dlatego też codzień powtarzam u Stadtmüllera, że gdybym był Smolką, i gdybym tak solennie jak on wyrzekł się udziału w Radzie państwa, to ani buta mego Niemcy nie byliby zobaczyli