Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/70

Ta strona została przepisana.

jeżdżał nigdy za rogatkę, gdyby nie jakieś przekl... cierpienia gastryczne, które zaczęły mię trapić przed trzema laty i stawały się coraz dokuczliwszemu. Apetytu ani tochę. Ciągłe uderzenia do głowy, język, powiadam państwu, obłożony, że aż strach zbierał, a wieczór po sześciu albo siedmiu zaledwie miarkach piwa jakieś parcie nieznośne dokuczało mi szczególnie w lewym boku i w krzyżach. Lekarze i nielekarze powtarzali, że potrzebuję ruchu, świeżego powietrza, i tym podobnych facecyj. Opierałem się długo i walecznie, ale w końcu wszystkie powyższe dolegliwości stały się tak nieznośnemi, że postanowiłem namyślić się, czy może nie lepiej byłoby w istocie wyjechać na wieś. Przypadek sprawił resztę: jeden z moich znajomych upadł w kawiarni, tknięty apopleksją, i nie było wątpliwości, że stało się to w skutek ciągłego i nieprzerwanego siedzenia we Lwowie. Teraz już bez namysłu zatelegrafowałem do przyjaciela na Podolu, który mię co roku daremnie do siebie na lato zapraszał, że przyjeżdżam natychmiast i proszę, by przysłał po mnie konie na stację kolei żelaznej, odległą o ośm mil od jego wioski. Nim jeszcze pochowali tamtego apoplektyka, byłem w drodze.
Nie będę tu opisywał przykrości, jakich człowiek doznaje jadąc tą albo ową koleją galicyjską — wyręczył mię już w tem bowiem kronikarz „Dziennika Polskiego“. Dosyć powiedzieć, że przybywszy na stację po niezmiernie uciążliwej podróży, wśród upału i w towarzystwie kilku starych, jejmości, co nie znosiły dymu i zabraniały mi zapalić cygaro, mimo wyraźnego pozwolenia ze strony konduktora — nie zastałem koni, pokazało się bowiem później, że mój telegram doszedł aż w miesiąc na miejsce przeznaczenia, z powodu, iż mój przyjaciel nazywa się Hermański, i mieszka w Ściance, a szwab telegrafista