Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/71

Ta strona została przepisana.

przekręcił to i szukali jakiegoś Hańskiego in Wszance, czego oczywiście znaleźć nie mogli. Wracać było już za późno, i zresztą, wracać po apopleksję nie miało sensu — po wielu korowodach znalazłem tedy jakiegoś wieśniaka, który wprawdzie nie miał wyobrażenia, gdzie leży Ścianka, ale podjął się mnie tam zawieźć. Jak na złość, póki jechałem koleją, słońce piekło szalenie, a zaledwie ujechałem pół mili wozem, zerwała się burza z piorunami, z gradem i z ulewą, a potem zrobiło się ciemno, choć oczy wykol, i drobny kapuśniaczek siekł bez przerwy, podczas gdy po gradzie wiatr dął jak z lodowni i przytem konie mojego chłopa co chwila ustawały. Słoma na wozie mokra, siedzenie niewygodne,, parasola ani sposób utrzymać z powodu wichru, w odgiętych brzegach kapelusza zebrało się całe jezioro wody* które mi wyciekło za kołnierz, chłop jakoś mi podejrzany — bodaj czy nie należy do jakiej bandy rozbójników — a tu ani policjanta, ani latarni, ani jakiej takiej restauracji lub kawiarni, gdzieby można wstąpić i pokrzepić się, bo od śniadania nic nie miałem w ustach. Słowo daję, że myśl o samobójstwie przychodziła mi do głowy wobec tej sytuacji, i byłaby się tam może i zagnieździła, gdybym był nie uwzględnił tego, że jednakowo zginę prawdopodobnie, nim zajadę gdziekolwiek. Ach, z jakiem rozrzewnieniem przypominałem sobie wówczas mój kącik u Stadtmüllera, i przyjaciół, którzy tam siedzieli, spijając piwo w mojej nieobecności! Chwilami gdy wiatr nie przewiewał mię tak mroźno, mróżyłem oczy i drzymałem: wówczas zdawało mi się, że widzę światło gazowe, i mam przed sobą przepyszny rozbratel z cebulą i kufel pilzneńskiego piwa, i że wśród dymu po drugiej stronie stołu widzę komisarza i sekretarza, i całe towarzystwo wieczorne. Czułem już nawet najwy-