Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/80

Ta strona została przepisana.

potrzebnie przez zbytek ostrożności wsunąłem był pudełko z Moryzonem w kieszeń u szlafroka. Ani parcia, ani wzdęcia, ani bolu w krzyżach — język zupełnie wolny, puls normalny — słowem, u pana Anzelma było mi jak w raju.
Był to maleńki człowieczek, szczupły, włosy i wąsy ciemno-blond miał czupurnie nastrzępione. Z ta miną bundziuczną w wielkiej sprzeczności zostawały ogromne okulary w złotej oprawie, które nieustannie poprawiał i wycierał, był bowiem krótkowidzący, jak kret. Nie mniej kontrastowały jego nadzwyczajne ugrzecznienie i pewna nieśmiałość w obcowaniu z ludźmi, z naturalny żywością, charakteru, która objawiała się niezawiśle od tam tych przymiotów. Miałem tego przykład przed chwilą, gdyśmy się sprzeczali na drodze, nie widząc się nawzajem i nie poznając.
Pan Anzelm bywał dawniej często we Lwowie i mieliśmy w skutek tego mnóstwo wspólnych znajomych i wspólnych wspomnień, o których nagadaliśmy się teraz do woli. O ile sobie przypominam, powodem, tych jego wycieczek do stolicy bywały zwykle tak drobne; interesa, że widocznem było, iż ucieka tylko przed jejmością dobrodziejką, która mu niepospolicie dokuczać musiała — uważałem bowiem, że każdym razem przy wyjeździe do domu miewał bardzo rzadką minę. Każdy przyzna, że u człowieka żonatego jest to symptomatem niezawodnym, iż mu szanowna połowica urządza w domu piekło w podręcznem i ogólnie przystępnem wydaniu. Parę razy potrąciłem obecnie o ten przedmiot z ciekawości, jakim też sposobem pan Anzelm odzyskał swoją swobodę, ale jakoś nie chciał mi wytłumaczyć tego i zamiast odpowiedzi nalewał wina, przyczem, dzięki swojemu krótkiemu wzrokowi, wywrócił zwykle jaki kieliszek, albo