Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/81

Ta strona została przepisana.

polał obrus, albo też osmalił sobie rękaw o świecę. Naiom ec, chciał zapalić fajkę, nałożył w nie tytoniu, i postawiwszy ją na chwilę na stole, nie mógł jej już znaleźć.
— Tu, tu jest — rzekłem podając mu, co szukał. — Ależ-to pan rzeczywiście masz wiele subjekcji ze swoim krótkim wzrokiem, panie Anzelmie!
— Ach, mniejszaby o subjekcję — odpowiedział — miałem ja już niemało i prawdziwej biedy z tego powodu. Et, co tam, nie warto mówić!
Tu pan Anzelm wychylił duszkiem kieliszek i nalał sobie drugi.
— Czemuż pan nie poradzisz się okulisty; możeby panu co pomógł, możeby jakie inne szkła...
— O nie, niech już tak będzie, jak jest. Winienem wiele złego moim oczom, ale także, wiele dobrego. Nie mogę żalić się na nie teraz, choć dawniej, płatały mi one rozmaite figle. Wszak pamiętasz pan, panie Michale, w owych czasach, kiedy to jeszcze płeć piękna tak mocno zajmowała człowieka...
— Ach pamiętam, pamiętam: szedłeś pan z rynku aż na nowy świat trop w trop za dwoma dominikanami i usiłowałeś zaglądnąć im pod kapelusze! Chachacha, to była kapitalna historja! — Jak honor kocham, tak zmyśliliście to,, aby mi dokuczyć. Baz tylko zdarzyło mi się, że pogłaskałem po pod brodę jakiegoś młodego jezuitę, w mniemaniu że to Mincia, która mi szyła koszule. Ale jezuita tak się przestraszył i narobił takiego krzyku, że od razu poznałem moją pomyłkę, a wy zaraz na to konto skomponowaliście różne anegdoty! Ci jezuici noszą takie długie i szerokie sutany...