Książką swoją „O prawach kobiety“, wydaną w 1873 r.[1] zamknął Edward Prądzyński upusty bezładnej paplaniny na temat wyzwolenia kobiet.
Pojawiło się wprawdzie około 1870 r. parę broszur poważniejszych w kwestji kobiecej[2], żadna jednak nie miała za sobą takich gruztownych, naukowych podstaw, jak książka Prądzyńskiego.
Prasa postępowa, wykazawszy pewne drobne usterki w twierdzeniach naukowych i danych faktycznych powitała dzieło młodego uczonego ze szczerem uniesieniem. Organy umiarkowane ze względu, że Prądzyński oparł zagadnienie wyzwolenia kobiet na gruncie ekonomiczno-prawnym, oszczędzały go. Zawrzało jednak wśród klerykałów. Przegląd Katolicki rozdarł szaty nad „niedorzecznością“ kilkudziesięciu „poważnych wiekiem i stanowiskiem“ pań, które na czwartku u Deotymy wręczyły autorowi takiego „niemądrego i niemoralnego“ dzieła kosztowne album ze swemi fotografjami i symboliczną dedykacją „Czy damy te przeczytały książkę, za którą tak demonstracyjnie nagrodziły autora?.. Wątpić należy, w przeciwnym bowiem razie wątpićby należało i o rozumie i o cnocie tych pań poważnych“ — woła zgorszony sprawozdawca.
Praca Prądzyńskiego w ciągu lat paru doczekała się dwóch wydań i — po hasłach entuzjastek — była drugim z kolei zasadniczym etapem w rozwoju ruchu kobiecego u nas.
Dzisiaj — zostawiliśmy ją za sobą. Prądzyński nie miał odwagi jeszcze sięgnąć śmiałą ręką po pełne prawa