Krzyk Marty trafił w jądro takiej bólnej rany społecznej; był wynikiem takich długo tajonych, ciężkich potrzeb życia, że echem jego rozbrzmiał nietylko kraj nasz cały, ale i Niemcy sąsiednie, gdzie powieść Orzeszkowej w tłomaczeniu rozeszła się niezwykle szybko.
Kobieta nie była przygotowana do przełomów, które w nią waliły. Przeciętne wychowanie „panny na wydaniu“ obejmowało trochę muzyki, rysunków i konwersacji francuskiej. Starczyło dla cichej wegetacji przy boku męża; pędziło na bruk bez takiej podpory.
„Kobieta musi w jakimkolwiek dziale pracy być doskonałą!..“ woła Orzeszkowa przez krwawe łzy doświadczeń Marty.
Potrzebę zawodowego wykształcenia kobiet wskazywały już entuzjastki, ale nie oparły jej na gruncie takiej jaskrawej, krzyczącej konieczności, jak Orzeszkowa.
Zawrzało w świecie kobiecym. Duma podniosła piersi,
Setki rąk zerwały się do pługa. Jedynie dostępna praca nauczycielska[1] nie starczyła dla wszystkich. Zaczęło się torowanie nowych dróg.
W spazmie rozpaczy uderzyła kobieta w zamknięte dotąd wrota świątyni pracy. Otworzyły się jedne, drugie lękliwie. Falą wszedł pierwszy zastęp, a po nim zastępów tysiące. Zaroiły się od kobiet sklepy, biura, kantory. Czeluście fabryk zdala od wszelkich ideowych haseł chłonęły nowy, tańszy znacznie od męzkiego materjał roboczy. Marta szła z krzykiem walki o byt, budząc głód czynu tam nawet, gdzie widmem nędzy nie pchała do niego konieczność. Rwały się do zawodów powoli panny z bogatych i średnio zamożnych domów.
- ↑ I to tylko nauczycielek stałych; lekcje na godziny w latach 70-ych jeszcze mogli otrzymywać tylko mężczyźni lub reklamowane cudzoziemki.