Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/113

Ta strona została przepisana.

pomiędzy jednym kęsem jadła a drugim, by niece podnieść wzrok i mruknąć parę słów o czyjemś tam dziele, które ich wcale nie interesuje, tedy czysty zysk z tego nazywa się rozgłosem, sławą lub powszechnem uznaniem, zależnie od gustu i kaprysu jegomościa, umiejącego jako tako czytać.
— Wiem o tem tak dobrze jak i ty. Chyba przyznasz mi nieco odrębności kolorytu?
— Bodajem wisiał, jeżeli ci go przyznam!
— Więc bodaj cię powieszono... I zresztą pewne zostaniesz powieszony — jako szpieg — przez rozwścieczonych Turków. Hej, ho! Jestem zmęczony, śmiertelnie zmęczony i głowę mam do niczego!
Rzucił się w krzesło i w chwilę później zachrapał snem twardym.
— Zły to znak! — rzekł Nilghai półgłosem.
Torpenhow wyjął fajkę z za pazuchy, gdzie właśnie zaczynała się tlić, i włożył poduszkę pod głowę.
— Nie możemy nic na to poradzić... nie możemy poradzić! — odezwał się. — To szalona pałka, ale lubię tego chłopaka. Oto jest blizna rany, którą otrzymał czasie tej charataniny w bojowym czworoboku.
— Nie dziwiłbym się, gdyby to uczyniło go nieco bzikowatym.
— Jabym się dziwił. Jest to bzik, ale wielce praktyczny.
Dick zaczął w tej chwili chrapać z wściekłością.
— Ech, doprawdy, żadna czułość nie może pozwolić na coś podobnego! Zbudź się, Dicku, i pójdź sobie spać gdzieindziej, jeżeli masz zamiar wszczynać takie hałasy!
— Zauważyłem, — mruknął Nilghai pod wąsem, — że ilekroć kocur spędzi całą noc na dachu, zazwyczaj sypia potem przez cały dzień. Jest to rzecz całkiem rozumiała.