strojnego pawia, co pysznym krokiem wychodzi z rzeźbionych podwojów i roztacza pęki swych piór na tle marmurowego ołtarza, dzierganego w koronkę najdelikatniejszych deseni. Potem znów małpa — ot takie małe, czarne małpiątko — przechodzi przez główny plac, aby się napić wody ze zbiornika, głębokiego na czterdzieści stóp; zstępuje po klamrach aż do samego poziomu wody, a jakaś jej kumoszka trzyma ją za ogon, ażeby nie spadła.
— Czy to wszystko prawda?
— Byłem tam i widziałem na własne oczy. Potem, nadchodzi wieczór... mienią się światła, aż ci się wydaje, że znajdujesz się w głębi olbrzymiego opalu. Na chwilę przed zachodem słońca, punktualnie jak w zegarku, w bramę miejską wkracza z całą swą rodziną olbrzymi, szczeciasty dzik, obryzgując pianą potężne zębce. Wdrapujesz się na barki oślepłego i zczerniałego bożka kamiennego i spozierasz, jak ów knur obiera sobie jeden z pałaców za miejsce noclegu i wali się tam niby kłoda, wymachując ogonem. Później zrywa się nocny wiatr, piaski zaczynają się ruszać i słyszysz, jak pustynia, ciągnąca się poza obrębem murów miejskich, rozbrzmiewa pieśnią: „Już układam się do snu“... a wszędzie ściele się głucha ciemność, póki na niebo nie wzejdzie księżyc. Maisie, kochanie moje, pojedź ze mną i zobacz, jak świat naprawdę wygląda! Jest przepiękny, a jednocześnie przeokropny... ale ja nie dopuszczę, byś miała widzieć którąkolwiek z okropności... i żadne z nas nie będzie zaprzątać sobie życia obrazami, ani też niczem innem poza własną pracą i wzajemną miłością. Pójdź, a nauczę cię warzyć sangaree[1], wieszać hamaki...
- ↑ Rodzaj chłodnej polewki winnej, zaprawnej korzeniami.(Przyp. tł.)