Ci szaś dwaj, jak wam wspomniałem,
To druhowie Hiawathy:
Chibiabos rzępolista
I okrutny siłacz Kwasind.
(Hiawatha)
Torpenhow numerował ostatnie arkusze jakiegoś rękopisu; Nilghai, który przybył na partję szachów, a pozostał dla obgadania spraw taktycznych, odczytywał początek artykułu, raz po raz wtrącając złośliwe uwagi.
— Wszystko to przedstawione barwnie i obrazowo, — mówił, ale próżno w tem szukać głębszego ujęcia spraw politycznych w Europie wschodniej!
— W każdym razie jużem odwalił tę robotę... trzydzieści siedem, trzydzieści osiem... razem trzydzieści dziewięć kartek... co? Wyniesie to dwanaście do dwudziestu stronic najmylniejszych informacyj. Hej — ha!
Zagarnął cały rękopis i zaczął nucić pod nosem:
Baranki na sprzedaż! baranki! baranki!
Gdybym miał dosyć grosza na wszystkie zachcianki,
Nie krzyczałbym nigdy: Baranki na sprzedaż! baranki!
Do pokoju wszedł Dick, pewny siebie i nieco buńczuczny, ale jak najlepiej usposobiony względem całego świata.
— Powróciłeś nareszcie? — rzekł Torpenhow.
— Tak, mniej więcej. Cóżeście tu robili?
— Pracowaliśmy. Dicku, tak sobie poczynasz, jak gdybyś miał za sobą cały Bank Angielski. Przeszła już