Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/166

Ta strona została przepisana.

Grzmij nam, pieśni, rozgłośnie ponad morskie rozścieże!
Grzmij nam, pieśni! angielskich marynarzy to śpiew!
Zanim sondę zapuścim na Kanale Angielskim —
Od Ushantu do Scilly jest czterdzieści pięć mil!...

— Trzydzieści pięć — trzydzieści pięć — wtrącił Dick tonem wyzywającym. Nie naruszaj tekstu Pisma świętego. Dalej, Nilghai.

Pierwszy kraj, gdzie zawinieni, jest przezwany Truposzem

— i tak śpiewali do samego końca z ogromnym zapałem.
— Byłaby to lepsza śpiewka, gdyby okręt żeglował w innym kierunku... naprzykład w stronę latarni morskiej w Ushant — ozwał się Nilghai.
— Tłukąc zawzięcie śmigami, jak opętany wiatrak — dorzucił Torpenhow. — Jeszcze nam co zaśpiewaj, Nilghai! Głos twój brzmi dziś dźwięcznie i rozgłośnie, jak dzwon morski.
— Zaśpiewaj nam „Pilota Gangesu“; śpiewałeś to w obozie w wigilję bitwy pod El Maghrib — rzekł Dick. — Nawiasem mówiąc, jestem też ciekaw, ilu z naszego zespołu śpiewaczego jeszcze żyje?
Torpenhow zamyślił się na chwilę.
— Na Jowisza! Zdaje mi się, że tylko wy dwaj i ja. Raynor, Pickery i Deenes... wszyscy na tamtym świecie... Vincent nabawił się czarnej ospy w Kairze, zawlekł ją tutaj i zmarł niebożę. Tak... tylko t y... i ja... i Nilghai.
— Hm!... A jednak ludzie, którzy obrazy swoje tworzyli zawsze jeno w ogrzanej pracowni, ufni pod opieką policji w bezpieczeństwo swego życia, powiadają, iż moje obrazy są najwidoczniej przejaskrawione w szczegółach.