Przecież kupują twoje obrazy, a nie twoje polisy ubezpieczeniowe, moja dziecino — rzekł Nilghai.
— Narażałem jedno, żeby zyskać drugie. Nie baw się w morały. Dalejże „Pilota!“ Gdzieżeś to wynalazł tę śpiewkę?
— Na jakimś nagrobku — odparł Nilghai. — Na nagrobku w dalekiej krainie. Dorobiłem do niej akompanjament z mnóstwem strun basowych.
— Ach, marność nad marnościami! Zaczynaj!
I Nilghai rozpoczął:
Podniosłem kotwicę, druhowie żeglarze,
już chyżej powierzam się fali,
już dałem rozkazy do drogi —
a wyście w przystani wciąż stali...
Nigdym w tak piękny poranek czerwcowy
na przestwór nie puszczał się wodny,
Nigdy nie miałem tak pięknych nadziei
ni duszy takiej swobodnej!
✽
Hej, ramię w ramię, Joe, mój wiarusie!
klinem się wedrzeć w tę gawiedź!
Walić obuchem wiara!
lecz ostrzom nie dajcie okrwawieć!
Charnock krzyczy: „Hej-Joe, a nuże
w kij związać tego bramina!
Dla mnie ta blada wysmukła wdówka,
dla ciebie ta smagła dziewczyna!“
✽
Młody Joe (już szósty masz krzyżyk)
czemuż tak ciemne masz lice?
Katie ma oczy łagodne, błękitne, —
któż zmętnił twoje źrenice?
Teraz śpiewali już wszyscy. Dick wtórował niskim basem, a w uszach grał mu huk morskiej wichury:
Huknęła palba... do mnie muszkiety!
Hej, wiara, stać w pogotowiu! —
zgłębiłem pierś Admirała Holendra
mą kulą — jak sondą z ołowiu...
✽