farby, smalił koperczaki, malował w półmroku anioły i djabły, wciąż wyczekując, rychło-li pomiędzy jego łopatkami znajdzie się nóż zapalczywego Włocha-kapitana. Gorączka podróży, istotniejsza od wielu dolegliwości, na jakich znają się doktorzy, ocknęła się w nim i srożyła się zajadle... i oto on, który na de wszystko kochał Maisie, teraz rwał się hen w świat szeroki! Pragnął jeszcze raz zakosztować dawnego, bujnego i gorączkowego trybu życia... pragnął pospołu ze swymi towarzyszami kląć, wywoływać burdy, grać w karty i szukać łatwych sukcesów miłosnych... pragnął pobyć na okręcie i znów obcować z morzem, czerpiąc w niem natchnienie do obrazów... pragnął pośród piasków pogawędzić z Binatem i patrzeć, jak żółta Tina przyrządza napoje... pragnął posłyszeć chrzęsty strzałów karabinowych i obaczyć przewalające się kłęby dymu, coraz to rozpraszające się i rzednące... aż wreszcie wyłaniają się z nich czarne, błyszczące twarze i powstaje istne piekło, w którem kto żyw bronić musi głowy na karku, gdyż pozostawiono go własnym siłom i godzą nań obnażonym orężem... Była to rzecz niemożliwa, zgoła niemożliwa, a jednak...
„O zmarli ojcowie na wiejskim kirkowie,
Morze jest od was starsze daleko; —
Lecz zieleniej będzie na cmentarnej grzędzie...“
Bywalcy morza odrzeką..
— Cóż tu stoi na przeszkodzie wyjazdowi w świat? przemówił Torpenhow, przerywając długą ciszę, jaka nastała po ukończeniu pieśni.
— Niedawno sam mówiłeś, Torp, że nie masz już ochoty tłuc się po świecie.
— Było to wiele miesięcy temu... zresztą opierałem się tylko temu, byś miał zbijać grosze na opędzenie ko-