Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/188

Ta strona została przepisana.

— Pst! — odezwał się. — Nie wyprawiaj takich wrzasków. To ja ci zabrałem jedzenie. Chodź do mnie, a zobaczysz, dlaczegom to zrobił.
Dick stanął zdumiony na progu... albowiem na sofie Torpenhowa leżała, ciężko oddychając, uśpiona dziewczyna. Tani kapelusik marynarski, sukieńczyna w białe i niebieskie prążki, stosowniejsza na czerwiec niż na luty, upaćkana błotem na połach, żakiecik lamowany imitacją baranka i wyszargany w szwach naramiennych, parasolka za półtora szylinga, a zwłaszcza rozpaczliwy stan szewrowych bucików — wszystko to całkowicie wyjaśniało sytuację.
— Ech, powiadam ci, stary, to sprawa kiepska! Nie powinieneś sprowadzać tu takich osobników. Nie można się ustrzec kradzieży.
— Przyznaję ci, że nie wygląda to pięknie... ale posłuchaj, jak było.Właśnie wchodziłem do domu, zdążając na śniadanie, gdy ona zataczając się, wpadła do sieni. Początkowo sądziłem, że jest pijana... ale było to omdlenie. Nie mogłem jej pozostawić tak, jak leżała, więc przyniosłem ją tutaj i poczęstowałem twojem śniadaniem. Była wyczerpana głodem, więc ledwo zmiotła wszystko z talerza, natychmiast usnęła.
— Znam się nieco na tej słabości. Pewno żywiła się parówkami... tak przypuszczam. Torp, powinieneś był oddać ją w ręce policji za to, że pozwoliła sobie na omdlenie w tak zacnym domu. Biedna nieboga! Spojrzyj w jej twarz! Niema w niej łajdactwa ani za grosz.... tylko głupotwa... ociężała, bezmyślna, ułomna, bzdurna głupota. Głowę ma charakterystyczną. Czy widzisz, jak kości na policzkach i szczękach zaczęły już przeświecać przez skórę?