Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/22

Ta strona została skorygowana.

konstrukcji. Maisic mogła złożyć do wspólnej kasy jedynie pół korony na zakupienie setki nabojów.
— Ty umiesz lepiej ode mnie oszczędzać, Dicku, — tłumaczyła; — ja lubię jeść łakocie, a ty za niemi nie przepadasz. Zresztą takie rzeczy należą do chłopców.
Dick nieco zrzędził na takie postawienie sprawy, jednakże poszedł i zrobił zakupy — których wartość zamierzały dzieci natychmiast wypróbować. Posługiwanie się bronią nie wchodziło w zakres ich codziennych zajęć, jako iż zabraniała im tego surowo ich opiekunka, niewłaściwie uważana za zastępczynię matki tych dwojga sierotek. Dick był pod jej opieką już od lat sześciu, w ciągu których ona miała pokaźny dochód z renty sierocej rzekomo przeznaczanej na jego przyodziewek, a ponadto, poczęści od niechcenia, a poczęści przez wrodzoną skłonność do udręki (była bowiem od iluś-tam lat wdową, zabiegającą o powtórne wydanie się za mąż) przytłaczała jego młode barki niemałem brzemieniem codziennych uprzykrzeń. Tam, gdzie chłopak oczekiwał miłości, ona darzyła go najpierw odrazą, a następnie nienawiścią. Tam, gdzie on, w miarę dorastania, chciał znaleźć odrobinę przychylności, darzyła go naigrawaniem. Wszystkie godziny, ile ich tylko zbywało od robienia porządków w małem mieszkanku, poświęcała tak zwanej „edukacji“ Dicka Heldara. W tym względzie pomocą jej była religja — religja jej własnego pomysłu, wysmażona z pilnego rozczytywania się w Piśmie świętem. W chwilach, gdy nie miała powodu do osobistego niezadowolenia z Dicka, kładła mu w uszy, że winien pamiętać o ciężkim rachunku ze Stwórcą; stąd to Dick nauczył się nienawidzić Boga, jak nienawidził pani Jennett — a takie usposobienie nie działa zdrowo na duszę młokosa. Niewidzieć skąd przyszło jej do głowy