Byli trzej przyjaciele... czwarty spoczął w grobie:
Pleśń mu w ustach osiadła, proch mu oczy skrył;
Oni w dalekie strony kędyś poszli sobie: —
Kto silny, ten wojuje — umrze, kto bez sił...
Byli trzej przyjaciele... o zmarłym gwarzyli...
Kio silny, ten wojuje — umrze, kto bez sił...
„Gdybyśmy go przy sobie mieli tu w tej chwili,
Słońcem w twarz, wiatrem w oczy jenoby nam był...
(Ballada)
Nilghai dąsał się na Torpenhowa. Dicka wyprawiono do łóżka — ludzie ociemniali zawsze muszą ulegać rozkazom tych, którzy widzą; ten po powrocie z parku sklął był siarczyście Torpenhowa za to, że on, Dick, jeszcze żyje; potem zaczął przeklinać świat cały, że ludzie na nim żyją i są obdarzeni wzrokiem, gdy on, Dick, musi na zawsze już pozostać ślepcem, a więc ciężarem dla swych współbliźnich. Torpenhow odpowiedział mu na to coś ni w pięć ni w dziewięć, wówczas Dick, pełen czarnej złości, odsunął się od niego i począł obracać w rękach trzy nierozpieczętowane listy od Maisie.
W mieszkaniu Torpenhowa był Nilghai — nalany, krępy, a skory do napaści; za nim siedział Keneu, wielki orzeł wojny, a pomiędzy nimi leżała duża mapa, ozdobiona szpilkami o białych i czerwonych łebkach.
— Omyliłem się co do Bałkanów — mówił Nilghai, — ale nie mylę się co do obecnej sprawy. Trzeba będzie podjąć na nowo całą robotę w Południowym Sudanie. Publiczność o tem, ma się rozumieć, ani nie