Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/239

Ta strona została przepisana.

— Torp już teraz całkiem stracił głowę. Zdaje mi się, że gdzieś tam ugania za dziewczynami, — odrzekł Nilghai.
— Mówił, że chce pozostać w domu — dorzucił Keneu.
— Chce zostać? — rzekł Dick, zakląwszy siarczyście. — Nie, on nie zostanie. Kiepsko się teraz czuję, ale jeżeli ty i Nilghai weźmiecie go w swe ręce, to ja już tak go przycisnę do muru, że będzie się miał zpyszna. On ma zostawać! widział kto! Wyście mu wszyscy nawet do pięt nie dorośli! Koło Omdurman będzie tęga robota... tam to się teraz zatrzymamy. Ale zapomniałem... Oj, takbym chciał jechać z wami!
— I mybyśmy tego pragnęli, Dicku, — rzekł Keneu.
— A ja przedewszystkiem — dodał nowy malarz z Centralnego Syndykatu Południowego. —. Czy mógłby mi pan powiedzieć...
— Dam panu jednę tylko radę — odpowiedział Dick, kierując się ku drzwiom. — Jeżeli zdarzy się, że panu w utarczce rozrabia głowę, niech się pan nie broni, ale owszem, niech pan powie napastnikowi, żeby rąbał dalej. Przekona się pan wkońcu, że to błahostka. Dziękuję za miłe towarzystwo.
— Ileż to mocy w tym Dicku! — mówił Nilghai w godzinę później, gdy oprócz Keneu wszyscy wyszli z pokoju.
— Sprawił to błogi zew bojowej pobudki. Czyś zauważył, jaki w nim zagrał animusz? Biedak!... Chodźmy go odwiedzić! — rzekł Keneu.
Wygasło już było podniecenie, wywołane rozmową. Gdy dwaj dziennikarze weszli do pracowni, Dick siedział przy stole nieruchomo, oparłszy na ręku głowę.
— Boli, boli! — jęczał. — Niech mi Bóg wybaczy, ale to boli okrutnie; a jednak świat cały umie jakoś tak obracać się wkółko. Czy zobaczę Torpa, nim stąd odjedzie?
— O tak, zobaczysz go!.. — odrzekł Nilghai.