Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/248

Ta strona została przepisana.

stworzyć wszystko, co stworzyć można zapomocą farb, kształtów i wiedzy... brakło mu jedynie świadomości powołania. To też dzisiaj ani słychu o Binacie... najlepszym z moich uczniów... a wszak upłynęło lat tak wiele. Tak samo dzisiaj państwo zapewne radzi będą, gdy nie będzie ani słychu o mnie. Continuez, mesdemoiselles, a przedewszystkiem... mieć pewność siebie!
Podążył do ogrodu, gdzie ćmił fajkę, dumając smutno nad losami zaginionego Binata; tymczasem uczniowie rozproszyli się po domkach lub marudzili jeszcze w pracowni, snując różne zamysły na chłodniejsze godziny popołudniowe.
Maisie przyjrzała się swojej wielce nieszczęsnej Melancholji, stłumiła w sobie chętkę wykrzywienia się do niej w najobrzydliwszy sposób i już leciała z pośpiechem przez drogę, aby kropnąć list do Dicka, gdy naraz ujrzała rosłego mężczyznę, jadącego na białym koniu kawaleryjskim. Jakim sposobem Torpenhow zdołał w ciągu dwudziestu czterech godzin trafić do serc oficerów jazdy, którzy kwaterowali w Vitry-sur-Marne, pomówić z nimi o nieuniknionej konieczności zwycięskiego odwetu Francji, poruszyć pułkownika do łez swoją galanterją, a wreszcie wypożyczyć najlepszego wierzchowca w szwadronie celem wyprawy do pracowni Kami’ego.- wszystkoto tajemnica, którą rozwikłać umieją jedynie specjalni korespondenci.
— Przepraszam panią — ozwał się. — Zdaje się, że pytanie moje brzmieć będzie niedorzecznie, ale fakt faktem, że nie znam nazwiska tej osoby, o którą mi chodzi... a zatem: czy przebywa tu młoda panienka, imieniem. Maisie?
— Ja właśnie jestem Maisie — zabrzmiała odpowiedź z pod krezy ogromnego słomkowego kapelusza.