perty i przewracał je bez ustanku. Maisie spostrzegła, że tego dużego pana, co tak jej rozkazywał, już koło niej nie było, a drzwi pracowni zatrzasnęły się poza nią.
Dick usłyszawszy hałas, wsunął listy do kieszeni.
— Hola, Torp! Czy to ty? Byłem tu tak osamotniony!
Głos jego nabrał dziwnej bezbarwności, właściwej ludziom ociemniałym. Maisie wcisnęła się w kąt pokoju. Serce jej biło zaciekle, więc położyła rękę na piersi, aby uspokoić jego tętno. Dick wytrzeszczył oczy wprost na nią... poraź pierwszy przekonała się naocznie o jego ślepocie. Tam, w wagonie kolejowym, owo zamykanie oczu — na to, aby je móc otworzyć każdej chwili, — było dziecinną igraszką. Ten oto człowiek był niewidomy, mimo że oczy miał otwarte.
— Torp, czy to ty? Mówiono mi, że masz przyjechać.
Dick tak wyglądał, jakby był zbity z tropu i nieco podrażniony tem milczeniem.
— Nie, to tylko ja — odpowiedział szept cichy, stłumiony. Maisie ledwie zdołała poruszyć ustami.
— Hm! — odezwał się Dick spokojnie, nie poruszając się z miejsca. — To jakieś nowe zjawisko. Do ciemności już się przyzwyczajam, ale drażni mnie to, gdy słyszę jakiś nowy nieznany głos w pobliżu.
Doprawdy, czyż był on nietylko ślepy, ale i obłąkany, skoro rozmawiał sam ze sobą? Serce Maisie zaczęło uderzać jeszcze gwałtowniej, a oddech stał się nierówny, urywany. Dick wstał i począł po omacku iść przez pokój, dotykając się kolejno każdego stołu i krzesła, które napotykał po drodze. Naraz zawadził nogą o kilimek i zakląwszy głośno, osunął się na kolana, aby wymacać, co to może być za przeszkoda. Maisie przypomniała sobie, jak to on niegdyś dumnie, niby pan świata, przechadzał się po parku, — jak dwa miesiące temu raźnie
Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/253
Ta strona została przepisana.