— Herbata i grzanki! — rzuciła zwięźle, gdy dzwonienie odniosło skutek. — Dwie łyżeczki z czubkiem na czajnik. Nie chcę tego starego czajnika, który był tu dawniej, kiedym tu przychodziła; w nim herbata nie naciąga. Dajcie mi inny.
Pokojówka odeszła zgorszona, a Dick śmiał się w kułak, potem zaś zaczął kaszleć, gdy Bessie jęła tłuc się po pokoju, wzniecając tumany kurzu.
— Cóż ty tam wyrabiasz?
— Porządkuję graty. Pokój ten wygląda jak jaka rupieciarnia. Jakże pan mógł pozwolić na coś podobnego?
— Cóż miałem na to poradzić? Zmieć kurze.
Ona odkurzała wszystko zawzięcie. Naraz pośrodku obłoków kurzawy ukazała się pani Beeton. Mąż, powróciwszy do domu, wyjaśnił był jej całą sytuację, zamykając rzecz całą nader trafnie dobranym morałem:
— Czyńcie innym, co chcecie, aby wam czyniono.
Ona połowica pofatygowała się sama osobiście, ażeby nieco przytrzeć rogów tej osobie, która domagała się grzanek i nieuszkodzonego czajnika, jak gdyby do jednego i drugiego miała najzupełniejsze prawo.
— Czy grzanki już gotowe? — zapytała Bess, wciąż jeszcze zajęta ścieraniem kurzów. Nie była to już uliczna wywłoka, ale przyzwoita panna, która dzięki czekom Dicka zapłaciła kaucję i była upoważniona do nalewania piwa za szynkfasem. Ponieważ była ubrana w schludną czarną sukienkę, nie zawahała się stanąć oko w oko z panią Beeton, zatem pomiędzy obiema kobietami nastąpiła wymiana spojrzeń, które Dick potrafiłby ocenić...
gdyby widział... Gra wzroku rozstrzygnęła sytuację. Bessie zwyciężyła, a pani Beeton powróciła na dół, gdzie a przyrządzać grzanki i wobec męża czynić uszczypliwe uwagi o modelkach, ladacznicach, rogówkach itp.
Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/281
Ta strona została przepisana.