Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/288

Ta strona została przepisana.

— No i cóż?
— Oh! Cztery tysiące dwieście dziesięć funtów, dziewięć szylingów i jeden pens! O rety!
— Możesz sobie wziąć i tego pensa. Nieźle, jak na roczny zarobek. Czy wystarczy ci to... oraz sto dwadzieścia funtów rocznie?
Wywczasy i piękne suknie stały się dla Bessie teraz rzeczą niemal dosiężną, jednakże, jako kobieta gospodarna, musiała pokazać, że na nie zasłużyła.
— Tak, ale pan powinien okazać się bardziej sprężysty. Jeżelibyśmy wzięli do ręki spis inwentarza, niewątpliwie stwierdzilibyśmy, że pan Beeton od czasu do czasu ściągał panu z pokoju różne graty. Wydaje się, jakby ich tu teraz było mniej, niż wprzódy.
— Głupstwo! niech się niemi nacieszą. Jedyną rzeczą, którą szczególnie chciałbym ocalić, jest ten obraz, do którego używałem ciebie, jako modelki... wówczas gdyś ty na mnie tak wymyślała. Ten obraz, Bess, zabierzemy stąd i pojedziemy sobie choćby na kraj świata.
— O tak! — odpowiedziała Bess markotnie.
— Nie wiem, dokąd mam iść, by uciec przed sobą samym, ale spróbuję tego dokonać, a ty będziesz miała za to piękne suknie, jakich tylko zapragniesz. Będziesz temu rada, Bess... a teraz daj mi tego całusa. Na bogów! jakże to miło objąć znów ramieniem kibić kobiecą!
Wówczas w głowie Dicka jawić się poczęła myśl o spełnieniu wróżby. Gdyby jego ramię w ten sposób obejmowało kibić Maisie, a właśnie przed chwilą nastąpiła wymiana pocałunków... to czemużby... Przycisnął dziewczynę silniej do siebie, gdyż boleść smagała go zawzięcie. Ona tymczasem głowiła się, jak wyjaśnić małe zajście z Melancholją. Bądź co bądź, o ile ten człowiek istotnie pragnął w jej towarzystwie znaleźć osłodę