Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/292

Ta strona została przepisana.

mogło mi podstawić nogę! — mruczał Dick pod nosem, gdy tymczasem Bessie usiłowała wyswobodzić swój przegub z jego uścisku.
— Nie jestem nijakiem ścierwem, a panu wara tak mnie przezywać! Wtedy zrobiłam to dlatego, żem pana niecierpiała, a teraz tylko bardzo się tem martwię, bo pan... bo pan jest...
— Powiedz wyraźnie: bo jestem ślepy. Niemaż to, ja takt w rzeczach drobnych!
Bessie zaczęła szlochać. Nie lubiła żeby ją trzymano jak w dybach, ponadto bała się wyrazu twarzy niewidomego, a potrosze też zmartwiła się, że jej wielka zemsta pobudziła Dicka jedynie do śmiechu.
— Nie becz! — rzekł Dick, biorąc ją w ramiona. — Zrobiłaś tylko to, co uważałaś za słuszne.
— Ja... ja nie jestem jakiemciś ścierwem, a jeżeli pan mnie jeszcze raz tak nazwie, to już nigdy do pana nie przyjdę.
— Sama nie wiesz, coś mi wyrządziła. Ja się nie gniewam... dalibóg, że nie. Ucisz-że się na chwilę!
Bessie, skuliwszy się z trwogi, nie odrywała się od jego ramion. Pierwsza myśl Dicka była związana z Maisie i doskwierała, niby rozpalone do białości żelazo, przytknięte do otwartego wrzodu.
Nie ujdzie to na sucho mężczyźnie, gdy sprzymierzy się z kobietą, nieodpowiednią dla siebie. Pierwsza udręka — pierwsze poczucie rzeczy utraconych jest jeno przegrywką do właściwej gry, albowiem sama oto sprawiedliwa Opatrzność, która raduje się zadawaniem bólu, postanowiła, że męczarnia winna się ponawiać, i to właśnie w chwilach najbardziej błogich. Boleść tę jednakowo znają ci, którzy porzucili miłość swego żywota, jak i ci, którzy zostali przez nią porzuceni i zmuszeni