Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/293

Ta strona została przepisana.

uświadamiać ją sobie w objęciach nowych miłośnic. Lepiej pozostać samotnym i znosić jedynie niedolę samotności, póki w pracy codziennej można znaleźć rozrywkę. Skoro i ta pociecha wygaśnie, wtedy człowiek jest pożałowania godny i zdany na samego siebie.
Takie to i inne jeszcze myśli tłoczyły się w głowę Dicka, gdy przyciskał Bessie do serca.
— Ty może o tem nie wiesz, Bess, — przemówił, podnosząc głowę, — ale Pan Bóg jest groźny i sprawiedliwy... a przy tem lubi czasem tęgo pomieszać ludziom szyki. Mnie słusznie się dostało... o, jakże mi się to słusznie dostało! Torp byłby to zrozumiał, gdyby się znajdował tutaj razem z nami; musiał-ci on nieco pocierpieć z twego powodu, dziecino, ale tylko przez niedługą chwileczkę. Ja go wyratowałem. Niech-no ktoś sobie zapisze to na mój rachunek.
— Pozwól mi pan odejść! — ozwała się Bess, a twarz jej sposępniała — Pozwól mi pan odejść!
— Wszystko o właściwej porze. Czy uczęszczałaś kiedy do szkoły niedzielnej?
— Nigdy. Pozwól mi pan odejść; pan sobie kpi ze mnie.
— Dalibóg, że nie. Żartuję sobie z siebie samego... Tak. „Wybawił innych, siebie nie zdołał wybawić.“ Coś takiego, ale dokładnie nie pamiętam, było na tablicy szkolnej.
Uwolnił jej przegub, jednakże nie mogła uciec z pokoju, gdyż od drzwi odgradzała ją osoba Dicka.
— Jakąż to nieobliczalną szkodę może wyrządzić jedna tylko kobiecina!
— Bardzo się martwię; okropnie się martwię tym obrazem!...