Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/299

Ta strona została przepisana.

— Jutro wszystko się znajdzie, panie łaskawy.
— Uch, ty stary durniu... opoju... niezguło akademicka! — wrzasnął nakoniec. — Ty myślisz, że chcę sobie w łeb palnąć? Weźże więc ten rewolwer w swą niezdarną, roztrzęsioną łapę! Jeżeli ty go ruszysz, natychmiast wypali, bo jest nabity. Jest on gdzieś koło mego plecaka... w przegrodzie na dnie kufra.
Dawnemi czasy Dick troskliwie zaopatrzył się w ekwipunek polowy, wagi czterdziestu funtów, skonstruowany wedle zasad nabytych z doświadczenia. Był to właśnie ów skarb zakopany, który nieszczęsny ślepiec starał się odszukać i wziąć znowu w rękę. Pan Beeton pośpiesznie odsunął rewolwer, znajdujący się na wierzchu tobołka, a Dick zagłębił rękę pomiędzy bluzę koloru khaki i spodnie, pomiędzy błękitne owijaki i grube koszule flanelowe, złożone we dwoje koło pary zgrabnych ostróg. Pomiędzy niemi, a manierką spoczywał szkicownik i oprawne w świńską skórę pudełko z przyborami piśmiennemi.
— Te rzeczy nie będą mi potrzebne; może je sobie pan zabrać, panie Beeton. Resztę sobie zatrzymam. Proszę to zapakować w prawą górną przegrodę mego kufra. Gdy pan już się z tem upora, proszę przyjść razem z żoną do pracowni. Potrzebni mi jesteście oboje. Niech pan chwilkę zaczeka; proszę wydostać pióro i arkusz papieru.
Niełatwa to rzecz pisać, gdy jest się niewidomym, a Dick z szczególnych powodów życzył sobie, żeby pismo jego było wyraźne. Wobec tego, wodząc lewą ręką tuż koło prawej, jął kreślić, co następuje:
— „Niezdarność niniejszej pisaniny wynikła stąd, że jestem ślepy i nie dostrzegam pióra“... Hm!... Nawet prawnik nie może tu wynaleźć żadnego kruczka. Chyba powinien tu być podpis, ale nie potrzeba go poświadczać.