Z sercem, co pełne obłędnych rojeń,
Któremi, jak władca, rządzę,
Z żarem-kopiją, z widmem-rumakiem,
W pustkowiach dzikich hen błądzę.
Wyzwał mnie witeź duchów i cieni
I oto turniej mnie czeka:
Mil dziesięć w wielki bezmiar zaświatów
Podróż niebardzo daleka.
(Pieśń Tomasza Bedlama.)
Do widzenia, Bess. Obiecałem ci pięćdziesiąt funtów; daję ci sto... wszystko, com otrzymał od Beetona za meble. Będziesz przez czas jakiś miała za co kupować sobie ładne suknie. Biorąc wszystko pod rozwagę, była z ciebie niezła dziewczynka, ale zadałaś tęgiego bobu i mnie i panu Torpenhow’owi.
— Niechże pan serdecznie pozdrowi pana Torpenhowa, gdy się pan z nim spotka; proszę nie zapomnieć.
— Ależ naturalnie, moja droga. A teraz zaprowadź mnie na pomost i do kajuty. Skorom stanął na okręcie, już, dziewczyno, mam cię w... Chciałem powiedzieć, jestem już wolny.
— Któż będzie na okręcie czuwał nad panem?
— Naczelny steward, jeżeli pieniądze znaczą coś na tym świecie. Gdy przyjedziemy do Port Said, zaopiekuje się mną lekarz, jeżeli choć trochę znam doktorów na linji P. & O. Ostatecznie Bóg, jak dotychczas, będzie miał mnie w swej opiece.
Bess, przebijając się przez zgiełkliwy statek, zatłoczony żegnającymi się i plączącymi krewniakami od-