Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/38

Ta strona została przepisana.

gdy jego towarzysz zrzucił z siebie podarte rozpaczliwie rajtuzy i czworobocznym płatkiem zgrzebnego płótna jął łatać ich przestrzeń najbardziej odkrywającą swe wnętrze. Biedak chrząkał niepocieszenie, w miarę jak zwiększał się bezmiar próżni...
— Och, te worki od cukru, a niechże ich nie znam! Hej, ty tam, przewoźniku! pożycz-no mi wszystkich żagli ze swego statku!
Fezem przystrojona głowa wychynęła z nad burtnic, przedzieliła się na dwie równe połówki w jarzącym uśmiechu i znów opadła wdół. Właściciel potarganych spodni, odziany jedynie w norfolcki żakiet i szarą koszulę flanelową, powrócił znów do swej partackiej łataniny, gdy tymczasem Dick śmiał się do rozpuku nad szkicem.
Może ze dwadzieścia statków wielorybniczych stało przy brzegu, zarywszy nosami w ławicę piaskową, która roiła się od żołnierzy sześciu korpusów angielskich, — ci kąpali się lub prali bieliznę. Stos różnych zwojów, pak intendenckich, worków z cukrem, skrzyń z mąką i amunicją wskazywał, gdzie jeden ze statków wielorybniczych był zmuszony corychlej wyładować swą zawartość; jakiś cieśla pułkowy klął na cały głos, usiłując zgoła niedostateczną ilością cyny zalepić wypalone słońcem szczeliny statku.
— Najpierw nam prysnął ten parszywy ster, — burczał niewiedzieć do kogo, — następnie maszt hrymnął, a potem, gdy już ta łódź psiawiara na nic innego zdobyć się nie mogła, rozwarła się, jako ten zmyślny chiński lotus!
— Ta sama historja z memi spodniami... kimkolwiek jesteś, mój człecze, — ozwał się łatacz, nie podnosząc oczu. — Dicku, zadaję sobie pytanie, kiedy obaczymy znów jakiś przyzwoity sklep.