Nikt na to nie odpowiadał — conajwyżej nieustanny, gniewny pomruk wody nilowej, pędzącej dokoła załomu ścian bazaltowych i pieniącej się na porohu skalnym o jakie pół mili w górę rzeki. Wydawało się, jak gdyby nawał burego wartu chciał znieść białych ludzi z powrotem do ich krainy. Nie dający się opisać cuch nilowego błota, roznoszący się w powietrzu, zapowiadał iż woda opada i że przebycie kilku następnych mil będzie rzeczą niełatwą dla statków wielorybniczych. Pustynia dochodziła niemal do porzecza, gdzie wśród szarych, czerwonych i czarnych kopczyków rozłożył się obozem oddział wielbłądów. Żaden z ludzi tu obecnych nie ważył się ani na jeden dzień tracić łączności ze statkami, wlokącemi się żółwim krokiem; wiele tygodni już przeszło, odkąd nie zaznano walki, zato Nil ani razu przez cały ten czas nie miał nad nimi litości. Urwisko szło za urwiskiem, skała za skałą, a ostrów za ostrowem, aż nakoniec prości żołnierze zdawna już zatracili wszelkie poczucie kierunku, niemal i rachubę czasu. Posuwali się kędyś, sami nie wiedząc poco; kazano im coś czynić, sami nie wiedzieli co. Przed nimi ciągnął się Nil, a hen gdzieś na jego końcu, w mieście zwanem Chartum, znajdował się niejaki Gordon, walczący w obronie własnego życia. Kolumny wojsk angielskich znajdowały się na pustyni, czy na jednej z wielu pustyń; szły takie kolumny i wzdłuż rzeki; jeszcze więcej kolumn oczekiwało załadowania do statków stojących na rzece; świeże posiłki czekały koło Assiut i Assuanu; wymysły i pogłoski przebiegały szmat beznadziejnego lądu od Suakinu do Szóstej Katarakty, jednakże przypuszczano powszechnie, że musi być jakiś wódz, kierujący ogólnym planem tylu poruszeń. Powinnością kolumny rzecznej, o którą w tym wypadku chodzi, było: nie oddalać się
Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/39
Ta strona została przepisana.