na czele trzydziestu lub czterdziestu innych, co pchali się za nim, wrzeszcząc i rąbiąc. Prawe skrzydło czworoboku zwarło się poza nimi, a z innych stron wysłano posiłki. Ranni, którzy wiedzieli, że pozostało im jedynie parę godzin życia, chwytali wrogów za nogi i obalali ich na ziemię, lub dowlókłszy się do porzuconego karabina, strzelali na ślepo w wir walki, szalejący pośrodku czworoboku. Dick zdawał sobie sprawę z tego, że ktoś ciął go potężnie przez kark, że sam wypalił z rewolweru w jakąś czarną, bryzgami piany pokrytą gębę, która w jednej chwili straciła wszelkie podobieństwo do twarzy ludzkiej, oraz, że Torpenhow wpadł pod jakiegoś Araba, którego usiłował był chwycić pod orzydle, i toczył się po ziemi wraz ze swym brańcem, chcąc wymacać mu ślepia. Doktór prał bagnetem na chybił-trafił, a jakiś żołnierz bez kąska strzelał z za ramienia Dicka, tak iż lecące ziarnka prochu drasnęły temuż policzek. Instynktem wiedziony Dick zwrócił się w stronę Torpenhowa. Przedstawiciel Centralnego Syndykatu Południowego zrzucił już z siebie przeciwnika i powstał, obcierając o spodnie wielki palec swej ręki. Arab, podniósłszy obie ręce do czoła, wrzasnął na cały głos, poczem porwał włócznię i rzucił się na Torpenhowa, który nabierał tchu pod osłoną rewolweru Dicka. Dick strzelił dwukrotnie, a napastnik padł bezwładnie na ziemię; jego twarz, zadarta wgórę, była pozbawiona jednego oka. Strzelanina poczęła się zdwajać, ale mieszały się z nią okrzyki radości; utarczka słabła, nieprzyjaciele już pierzchali. Jeżeli środek czworoboku wyglądał jak rzeźnia, to dalsza część pobojowiska nie różniła się od jatek. Dick rzucił się naprzód pomiędzy oszalałych ludzi. Niedobitki nieprzyjaciół cofały się, a nieliczna — bardzo nieliczna — konnica angielska tratowała maruderów.
Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/49
Ta strona została przepisana.