Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/60

Ta strona została przepisana.

w żołądku, przeto Dick podczas swych nielicznych wycieczek (niewiele dbał o ruch, gdyż budziło to w nim nienasycone pragnienia) spostrzegł, iż ludzkość dzieli się w jego oczach na dwie klasy: na tych, którzy wyglądali na to, jakoby mogli mu dać coś do jedzenia, i na tych, którzy wyglądali inaczej.
— Nigdy przedtem nie sądziłem, jakich nabędę wiadomości o twarzy ludzkiej — myślał w duchu; a jakgdyby w nagrodę za tę pokorę Opatrzność sprawiła, iż jakiś dorożkarz zostawił niedojedzoną pajdę chleba w wędliniarni, gdzie Dick pożywiał się owego wieczora. Dick porwał ten kęs skwapliwie (gotów był walczyć z całym światem o jego posiadanie) i rozradował się z całej duszy.
Nakoniec miesiąc jakoś tam się przetrajdał — Dick, prawie że biegnąc z niecierpliwości, poszedł odebrać swą należytość. Następnie poleciał co sił odszukać Torpenhowa; przybywszy do domu, wskazanego adresem, poczuł woń gotującego się mięsa, ciągnącą po wszystkich korytarzach pensjonatu. Torpenhow mieszkał na poddaszu; Dick wpadł, jak bomba, do pokoju, gdzie przywitał go uścisk, który omal nie połamał mu żeber. Torpenhow zaciągnął przyjaciela w stronę światła i jednym tchem jął mu opowiadać o dwudziestu najrozmaitszych rzeczach.
— Ale wyglądasz mi coś chudawo! — zakończył.
— Czy dostanę co jeść? — rzekł Dick, wodząc wzrokiem po pokoju.
— Za minutkę będę jadł śniadanie. Może parówek?
— Nie, nie! wszystko tylko nie parówki! Torp, toć ja tą koniną ratowałem się od głodu przez trzydzieści dni i trzydzieści nocy.