— Nauczyłeś się coś niecoś podczas mej nieobecności. Cóż to jest Sztuka?
— Daj im to, co znają... a gdy raz to uczynisz, czyń powtórnie.
To rzekłszy, Dick wyciągnął płótno, obrócone malowidłem ku ścianie.
— Oto przykład prawdziwej sztuki. Mają z tego zrobić odbitkę do tygodnika. Dałem temu nazwę: „Ostatni strzał.“ Przerobiłem to z małej akwareli, którą wymalowałem za El Maghrib. Otóż sprowadziłem sobie tutaj modela, okazałego strzelca, przynęciwszy go gorzałką; stuknąłem się z nim kieliszkiem raz, drugi i trzeci, aż udało mi się zen zrobić czerwonego na gębie, rozczochranego, rozwścieklonego oprycha, z kaskiem zadartym na czub głowy, ze śmiertelnym strachem żywo malującym się w źrenicach, oraz krwią broczącą z rany powyżej kostki. Nie był ładny, ale był w każdym calu żołnierzem i w każdym niemal ruchu przebijał się żywy człowiek.
— Powtórz to raz jeszcze, skromna dziecino!
Dick roześmiał się.
— No, przecież tylko tobie o tem mówię. Wymalowałem go, jakem tylko umiał najlepiej, pozwalając sobie na gładkość farb olejnych. Wówczas kierownik działu sztuki w tem zatraconem piśmie powiada mi, że prenumeratorom nie będzie się ten obraz podobał, gdyż jest brutalny, niewygładzony i zanadto gwałtowny w ujęciu... jako, że człowiek, rzecz oczywista, bywa łagodny, walcząc o własne życie... Oni pragnęliby czegoś spokojniejszego i nieco barwniejszego... Miałem ochotę sypnąć mu siarczyste kazanie, ale mówić do kierownika działu sztuki, to tyle co mówić do barana. Zabrałem z powrotem „Ostatni strzał“... i słuchaj, co z tego wynikło! Ubrałem mego wojaka w piękny czerwony mundur bez
Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/73
Ta strona została przepisana.