Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/77

Ta strona została przepisana.

który radbym zgryźć, ale ostrzę sobie wciąż zęby na niego. Może kiedyś puszczę się z tobą na włóczęgę po szerokim świecie.
— Po to, żeby oddawać się próżniactwu, żeby uniknąć ludzkiego natręctwa i rywalizacji z innymi? W ciągu tygodnia jużby nie można było ani odezwać się do ciebie. Zresztą jabym nie poszedł. Nie myślę ciągnąć zysków dla siebie kosztem duszy ludzkiej... albowiem musiałoby dojść do tego... Dicku, nie masz o co się kłócić. Jesteś dureń!
— Nie widzę tego. Kiedy byłem na owym chińskim statku z nierogacizną, nasz kapitan miał ogromną pewność, że uratuje około dwudziestu pięciu tysięcy prosiąt, nawiedzonych ciężką chorobą morską, aż tu nasz stary włóczykij-okręt rozcharatał się o dżonkę z drzewem. Otóż, biorąc za przykład te prosięta...
— E, do djabła z twojemi przykładami! Ilekroć pragnę nawrócić twoją duszę, ty zawsze wyjeżdżasz z jakąś całkiem nieprzystosowaną do tematu anegdotą ze swej mglistej przeszłości. Prosięta nie są publicznością angielską; pewność siebie na pełnem morzu nie jest równoznaczna z pewnością siebie na tem miejscu, gdzie jesteś obecnie, natomiast godność osobista na całym świecie pozostanie godnością osobistą. Wyjdź na przechadzkę i staraj się nabrać nieco szacunku własnego. A, słuchaj no, jeżeli Nilghai przyjdzie tu dziś wieczorem, to czy będę mógł mu pokazać twoją norę?
— Ma się rozumieć. Niedługo zapytasz, czy masz pukać do drzwi mego mieszkania.
To rzekłszy, Dick wyszedł, ażeby wśród gęstniejącej nagle mgły londyńskiej odbyć naradę z samym sobą.
W pół godziny po jego odejściu piął się w górę po schodach zasapany Nilghai. Był on najpoważniejszym,