Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/78

Ta strona została przepisana.

jako też i najokazalszym ze wszystkich korespondentów wojennych, a karjera jego w tym zawodzie sięgała jeszcze czasów wynalezienia iglicówki. Wyłączając jedynie jego kmotra Keneu, zwanego Wielkim Orłem Wojny, nie było nadeń lepszego mistrza cechu, a miał on zwyczaj zagajać wszelką rozmowę słowami, że z wiosną rozpoczną się niepokoje na Bałkanach. Torpenhow roześmiał się, widząc go wchodzącego do pokoju.
— Co tam rozruchy na Bałkanach! Te państewka zawsze się czubią. Czy słyszałeś o powodzeniu Dicka?
— Tak. Zdaje się, że go bardzo okrzyczano? Mam nadzieję, że mu przycierasz rogów, jak należy. Od czasu do czasu przyda mu się nieco upokorzenia.
— Przydałoby mu się. Zaczyna mi się chłopak poufalić z tem, co uważa za swą sławę.
— Już tak prędko!... Na Jowisza, to-ci zuchwałym frajer! Nie wiem, jak tam z tą jego sławą, ale runie nieborak z pieca na łeb, jeżeli będzie sobie pozwalał na coś podobnego.
— I ja mu tak mówiłem. Nie wydaje mi się, jakoby on temu wierzył.
— Takim ludziom nie przemówisz nigdy do przekonania, skoro raz już na wierzch wypłyną. Cóż to za rumowisko na podłodze?
— Próbka jego świeżej głupoty, — odrzekł Torpenhow, poczem złożył rozdarte brzegi płótna i pokazał Nilghai’emu wyelegantowane malowidło. Ów przyglądał się przez chwilę i poświstywał.
— Chromolitografja! — ozwał się, — tandetna chromolitografja, wysmarowana dla połysku margaryną! Cóż go opętało, ażeby wyczyniać coś podobnego? A jednak... jakże trafnie uchwycił ton, na który można nabrać publikę, która myśli butami, a łokciami czyta! Przemyślna