Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/129

Ta strona została skorygowana.

I pędzili, nie mówiąc do siebie przez godzinę ani słowa, wbiegli wreszcie na szeroki trop mężów, których stopy obute były w trzewiki.
I zrobił się pełny, jasny, gorący dzień, a Bagheera rzekła: „Zwietrzyłam dym“.
„Ludzie wolą jeść, niż biegać“, zauważył Mowgli, wbiegając w trawy lub wynurzając się z zarośli, gąszczów i krzewów młodej Dżungli, które dokładnie badali i przetrząsali. Bagheera, biegnąca po lewej ręce chłopca, wydała nagle jakiś nieokreślony pomruk gardłem.
„Oto znowu jeden, który już nigdy nie będzie żądał pożywienia“, zawołała. Pod krzakiem leżał pęk jaskrawej odzieży, a dokoła rozsypana była mąka.
„Tego także dokonano bambusem“, rzekł Mowgli. „Patrz! Taki biały pył jedzą ludzie. Zadali śmierć temu, który niósł dla nich żywność, a teraz rzucają go na łup sępa Chil’a“.
„To już trzeci“, rzekła Bagheera.
„Muszę naznosić ojcu okularników dużo tłustych, smacznych żab i utuczyć go“, szepnął Mowgli do siebie. „To ostrze na słonie jest samo przez się Śmiercią, a jednak ja tego nie rozumiem!“
„Chodźmy!“ zawołała Bagheera.
I ledwie uszli pół mili dalej, usłyszeli, jak wrona Ko, siedząca w gałęziach tamaryndy, pod której cieniem trzech mężów rozciągniętych leżało, zawodziła kraczącym głosem hymn śmierci. W pośrodku koła, pod żelazną płytą, na której leżał czarny, zwęglony podpłomyk z przaśnego ciasta, dymiło się nawpół wygasłe ognisko. A tuż przy ogniu, iskrząc się w świetle dziennem, leżał bogaty w turkusy i rubiny — ankus.
„Ta rzecz zabija z chyżością piorunu; oto i wszystko skończone”, rzekła Bagheera. „Jak poumierali ci ludzie, Mowgli? Niema na nich ani znaku, ani rany“.
Mieszkaniec Dżungli z doświadczenia wie więcej o trujących roślinach i jagodach, niż cały legion doktorów. Mowgli obwąchał dym, który się