Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/147

Ta strona została skorygowana.

mu całe zdarzenie po raz drugi. I nie straciło na powtórzeniu. „Idź, gdzie cię powiodą tornait (duchy głazów), a powrócisz wnet z obfitą żywnością“, rzekł angekok.
Dziewczyna z Północy leżała cały dzień na tapczanie blizko kaganka, jadła bardzo mało i nie odzywała się wcale, ale kiedy nazajutrz Kadlu i Amoraq poczęli ładować małe ręczne sanki dla Kotuka, zaopatrując je w przybory łowieckie i taką ilość słoniny i mięsa, na jaką ich stać było, chwyciła w dłoń linę kierowniczą i stanęła odważnie przy boku chłopca.
„Twój dom jest moim domem“, rzekła, gdy drobne sanki skrzypiąc toczyły się po śniegu w głąb strasznej, mroźnej, podbiegunowej nocy.
„Mój dom jest twoim domem“, odpowiedział Kotuko, „ale sądzę, że niedługo oboje zejdziemy do Sedny“.
Sedna jest Królową Podziemia, a Inuici wierzą, że każdy człowiek po śmierci musi przesiedzieć przynajmniej rok w strasznem królestwie owej ponurej Ksieni, zanim się dostanie do Quadliparmiut, Kraju Szczęścia, gdzie mrozów niema wcale, a renifery same na zawołanie do rąk przychodzą.
A ludzie we wiosce wołali: „Tornait przemówiły do Kotuka. One mu pokażą otwór w lodzie, a on nam przywiezie foki“. Ale głosy ich wnet przebrzmiały w zimnie i ciemnościach, a Kotuko i dziewczyna, przytuliwszy się do siebie ramionami, ciągnęli sanki, lub przepychali je skroś lodów, kierując kroki ku Polarnemu Morzu. Kotuko opierał się stanowczo przy tem, że tornaq głazu kazała mu iść na Północ, więc szli na Północ w kierunku Renifera Tuktuqdjung — tej gwiazdy, którą my zwiemy Wielką Niedźwiedzicą.
Europejczyk nie byłby przeszedł i pięciu mil dziennie po drodze zawalonej bryłami lodu, pełnej jam i rozpadlin; tych dwoje jednak znało takie ramion poruszenia, które przesuwają sanie lekko po spiętrzonych stosach lodu, miało sposoby wyciągania sań z przepaści, wiedziało, ile siły należy użyć, aby kilku spokojnemi uderzeniami włóczni utorować