Kotuko, musiał z nim igrać lub walczyć, gdyż jego rzemień zaplątał się tak silnie w miedzianą obręcz Kotuka, że żaden z psów nie mógł dostać rzemienia zębami i rozgryźć go. I tak były oba spętane ze sobą na zawsze. Ta okoliczność, a nadto możność wolnego polowania po szerokich przestrzeniach, musiała je uleczyć z szaleństwa. Były bowiem zupełnie zdrowe.
Dziewczyna popchnęła zawstydzone zwierzęta do Kotuka i zanosząc się od śmiechu, zawołała: „Oto Quiquern, który nas na stały ląd zaprowadził. Spojrzyj na jego ośm nóg i dwie głowy!“
Kotuko rozciął rzemień, a uwolnione psy skoczyły ku niemu radośnie i usiłowały mu wytłumaczyć, jakim sposobem wróciły do rozumu. Kotuko przeciągnął dłonią po ich krągłych, dobrze wypasionych grzbietach i rzekł z uśmiechem! „One znalazły pożywienie! Sądzę, że nie tak prędko zejdziemy do Sedny. Moja tornaq je zesłała. Wyzdrowiały zupełnie“.
Tymczasem psy, które musiały całymi tygodniami razem biegać i polować, przywitawszy się z Kotukiem, rzuciły się wściekle na siebie i wnet zawrzała krwawa bójka we wnętrzu chaty. „Głodne psy nie gryzą się nigdy“, zauważył Kotuko. „One musiały złowić fokę. Chodźmy spać. Żywność na pewne znajdziemy“.
A skoro się obudzili, ujrzeli na północnem wybrzeżu wysepki otwarty, falujący łagodnie przestwór wody i kry zwarte masy ku lądowi pędzące. Szum pierwszej fali jest najmilszym dla ucha Inuity, bo mówi, że Wiosna już w drodze. Więc Kotuko i dziewczyna ujęli się za ręce i uśmiechali się do siebie; pełne i dźwięczne granie fal między lodami, przypominało im dalekie ongiś wyprawy na renifery i łososie i cudną woń świeżorozkwitłych wierzb. A kiedy tak patrzyli hen, na nieskończone wód płaszczyzny i gubili oczy w nieskończonym bezkresnym obszarze, poczęła się piana między lodami ścinać — tak potężne były mrozy; ale na horyzoncie ukazał się szeroki, krwawy blask, a był to blask słońca tonącego za pasem horyzontu; a chociaż blask ten podobny był raczej do
Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/156
Ta strona została skorygowana.