Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/173

Ta strona została skorygowana.

„Widziałem wszystkie umarłe lata“, rzekł Kaa na końcu, „i wielkie drzewa i stare słonie i skały, dawniej nagie i łyse, dziś mchem obfitym pokryte. A ty czy żyjesz jeszcze, mały człowieku?“
„Przed chwilą wypłynął księżyc“, rzekł Mowgli. „Nie rozumiem —“
„Hssh! Jam znowu Kaa. Wiem — nie wiele czasu upłynęło. Teraz pójdziemy nad rzekę i pokażę ci, w jaki sposób dole odpędzić zdołasz“.
Okręcił się, wyprostował jak strzała, pomknął wprost ku falom Waingungi, i zanurzył się poniżej nurtów oblewających Skałę Pokoju, a Mowgli był przy nim.
„Nie puszczaj się wpław. Ja pływam prędzej. Na mój grzbiet, mały bracie“.
Mowgli objął lewą ręką szyję Kaa, prawą puścił wzdłuż ciała i wyprostował nogi. Wtedy Kaa zaczął płynąć, jak to on jeden tylko umiał, a spienione, błyskawicznie przecinane fale utworzyły krezę dookoła szyi chłopca, a nogi jego szarpał w obie strony wir, kipiący wzdłuż cielska potężnego pytona. Milę poza Skałą Pokoju, zwęża się łożysko Waingungi w wąwóz, utworzony przez wysokie na ośmdziesiąt lub sto stóp skały marmurowe, a strumień rzuca się weń pełnym, pienistym napływem, ni to w śluzę ogromnego młyna, i z szumem przelewając się przez głazy, dalej ucieka. Ale cóż obchodziła Mowgli’ego woda; żadna woda na świecie nie mogłaby go zatrwożyć ani na chwilę. Spojrzał w głąb wąwozu, na obie strony, i począł parskać z niezadowoleniem, bo w powietrzu unosiła się jakaś cierpko-słodkawa woń, podobna do woni, jaką wydziela z siebie wielkie mrowisko wśród skwaru południa. Wiedziony zachowawczym instynktem zanurzył się chłopiec głęboko w wodę, trzymając jeno głowę na powierzchni gwoli oddychania, a Kaa, natrafiwszy na rafę podwodną, owinął się o nią mocno ogonem, i trzymając Mowgli’ego w gęstych, silnych zwojach, zatrzymał się w samym środku rwącego prądu, jakby na kotwicy.
„To miejsce Śmierci“, rzekł chłopiec. „Pocośmy tu przyszli?“